W minioną środę wyjrzałam przed południem przez okno. Moim oczom ukazał się przepiękny zimowy krajobraz. Moją uwagę przykuł wtedy sporej wielkości ulepiony bałwan. To nie był jednak zwykły śnieżny stwór z nosem z marchewki i guzikami. Dowiedziałam się potem, że lepienie go i zrobienie zdjęcia na pamiątkę było zadaniem domowym w ramach zdalnej lekcji WF-u.
Przyznam się, że byłam mile zaskoczona pomysłowością nie tylko uczniów, ale też nauczycielki zadającej pracę domową. Słyszałam już, że zdalny WF w wielu szkołach to np. uczenie się „na blachę” zasad dyscyplin sportowych. A tu taka miła niespodzianka!
O ile znajomość reguł poszczególnych dyscyplin sportowych może przydać się w towarzystwie lub podczas oglądania zawodów z bliska, to chyba na WF-ie chodzi o coś innego.
Historia sprzed kilku dni mocno pokazała, dlaczego ta lekcja jest tak ważna. To przede wszystkim dawka ruchu tak potrzebnego w okresie dorastania, rozwoju ciała. Za tym czasem spędzonym na sali gimnastycznej stoi jednak coś więcej.
Pamiętasz, jak się cieszyłeś po strzeleniu zwycięskiej bramki w ostatnich sekundach dla Twojej drużyny i gratulacje kolegów? A może w pamięci utkwiło Ci, jak pokonałeś niełatwy tor przeszkód i byłeś z siebie dumny?
Tak właśnie uczymy się np. współpracy, pomagania kolegom i koleżankom, szacunku do przeciwnika, determinacji, regularności, pokonywania własnych słabości, co zaprocentuje poza szkołą.
Dla mnie to zdecydowanie jeden z najważniejszych przedmiotów w szkole!
SKORO JEST TAK PIĘKNIE, DLACZEGO JEST TAK ŹLE?
Na papierze wszystko wygląda pięknie i kolorowo. Jednak koń jaki jest każdy widzi. Liczba zwolnień z lekcji wychowania fizycznego mówi sama za siebie. Skoro w teorii jest tak pięknie, to dlaczego jest tak źle? Najlepiej na to pytanie odpowiedzą sami uczniowie i ich historie z WF-u wzięte:
„Mój WF kojarzy mi się z… zamiataniem boiska za karę lub jedynką za odzywanie się. Pamiętam do dziś też krzyk nauczyciela za np. ruszenie siatki. To była norma.”
„Dobrze wspominam swoje lekcje WF-u zwłaszcza w liceum. W gimnazjum też było nieźle. Najgorzej było jednak w podstawówce. Nieważne jakbym się starał, to pan od wuefu miał swoje zdanie na mój temat i nie było ono zbyt dobre. I to tylko dlatego, że odstawałem od reszty klasy. Niezależnie od tego jednak lubiłem się ruszać.”
„Nie lubiłam WF-u zwłaszcza w podstawówce, bo byłam ostatnia we wszystkim. Do drużyny też byłam wybierana zawsze na końcu. W biegach dookoła pobliskiego przedszkola też zajmowałam końcowe miejsca. Do tego brakowało mi refleksu.”
Żeby nie było, dostawałam też pozytywne historie, jednak dziś zatrzymajmy się na tym, co sprawia, że tak wielu uczniów nie znosi WF-u.
ŚLIMAK NIGDY NIE WYGRA Z GEPARDEM!
Spójrz na poniższego mema, na którym zwierzęta zdają egzamin sprawnościowy. Małpa, słoń, rybka w akwarium, foka, pingwin, pies muszą wdrapać się na drzewo. Wyniki egzaminu z pewnością potrafisz sobie wyobrazić.
Jak mawiał Albert Einstein: „Każdy jest geniuszem, ale jeśli zaczniesz oceniać rybę pod względem jej zdolności wspinaczki na drzewa, to przez całe życie będzie myślała, że jest głupia.”
Małpa z łatwością poradzi sobie z tym zadaniem, podczas gdy słoń jedynie nabawi się kompleksów i nie wdrapie się na drzewo. Podobnie jest z matematyką, nie każdy będzie najlepszy.
W szkole tak często zapomina się o tym, że rodzimy się z innymi talentami, możliwościami. Inaczej też przyswajamy wiedzę, nowe umiejętności.
Tak jak ślimak nigdy nie wygra w biegu z gepardem, tak samo osoba zmagająca się z astmą oskrzelową lub otyłością prawdopodobnie nie pokona najlepszego sprintera w klasie. Prawdopodobnie też dostanie słabszą ocenę na lekcji.
Żeby tylko skończyło się na gorszej ocenie, a nie na niechęci do ruchu, aktywności fizycznej poza szkołą. Dlatego też uważam, że oceny na WF-ie przynoszą więcej szkody niż pożytku. Kompleksy z powodu gorszej oceny, drwiny ze strony bardziej wysportowanych rówieśników, unikanie ruchu, stres, depresja, zwolnienia lekarskie ponad miarę – wymieniać dalej?
Jestem w stanie zaakceptować oceny na WF-ie pod jednym warunkiem. Niech one dotyczą jedynie zaangażowania, aktywności, postępów na miarę możliwości ucznia.
Co musiałoby się wydarzyć, aby WF stał się ciekawszy i dawał frajdę? Z pewnością wiele zależy od podejścia nauczyciela. Na swojej drodze spotkałam tych kreatywnych, ambitnych, potrafiących docenić nawet najmniejszy postęp, serce wkładane w lekcję przez ucznia. Niestety spotkałam też takich katujących jedną dyscyplinę sportową do obrzydzenia lub tych rzucających piłkę i z nieśmiertelnym powiedzeniem w ustach: „Macie piłkę, grajcie!”. To był taki WF „na macie”.
NIEFORTUNNA WYPOWIEDŹ
Nie zamierzam się wdawać w politykę. Jednak pomysł na artykuł podsunął mi obecny minister edukacji ze swoją wypowiedzią.
O co chodziło? „Niestety ta krzywa otyłości wśród dzieci – zwłaszcza (z klas) 1-3, niestety zwłaszcza wśród dziewcząt – zdaniem specjalistów z Akademii Wychowania Fizycznego (…) bardzo szybko rośnie” – słowa te dotknęły wielu rodziców, uczniów.
Wierzę jednak, że z tej skandalicznej wypowiedzi mimo wszystko wyjdzie coś dobrego. Mam na myśli oczywiście ciekawsze zajęcia sportowe w szkołach, również dla tych kochających ruch, a być może nie tak zdolnych. Mam nadzieję, że nauczyciele zrozumieją też, jak wiele od nich zależy.
Najważniejszą zmianą, na jaką czekam, będzie ocenianie ucznia na podstawie WYŁĄCZNIE jego zaangażowania, postępów sprzed dokładnie wyznaczonego czasy, a nie porównywania z innymi.
A Tobie z czym kojarzy się lekcja WF-u? Co z niej najlepiej/najgorzej wspominasz? Czy lekcja WF-u miała wpływ na Twoją aktywność fizyczną? Podziel się ze mną swoimi przemyśleniami, opinią na ten nurtujący temat. Wszystkiego dobrego!
2 Comments
Potrzebny artykuł! Warto ten temat odkurzyć, bo WF to temat-rzeka. Sam swój dobrze wspominam, ale wiem, że nie wszędzie jest dobrze.
Najmilej wspominam WF z liceum i to nawet mimo drobnych pstryczków w nos czy dokuczania ze strony kolegów. Dlaczego? Ponieważ właśnie nasz dyrektor WF-ista doceniał ZAANGAŻOWANIE, a nie to czy ktoś np. biegał szybciej czy rzucał/kopał itd. celniej. Żeby dostać jedynkę trzeba się było naprawdę natrudzić (w znaczeniu „nie podjąć nawet najmniejszej próby bez konkretnego powodu”). Oczywiście zaliczenia na ocenę jak bieg na 100 metrów i inne były oceniane tak, że nie miałem z nich piątek ani tym bardziej szóstek, bo po prostu byli lepsi. Ale w ostatecznym rozrachunku i tak co roku liczyło się to, czy zawsze miałeś strój na WF i aktywnie w nim uczestniczyłeś/aś (z wyjątkiem poloneza praktycznie zawsze był wybór, więc jak nie chciałeś/aś iść na dwór, bo było za zimno, to zawsze mogłeś/aś zostać w szkole z inną grupą, ewentualnie nałożyć na siebie bluzę i kurtkę czy też ćwiczyć w jeansach) a nawet jak zdarzyło Ci się zapomnieć, to ćwiczyć w ciuchach, w których przyszedłeś do szkoły (nauczyciele byli przyzwyczajeni, bo bardzo często na długich przerwach sala gimnastyczna czy patio były ogólnodostępne, to drugie oczywiście tylko wiosną i latem) a niejednokrotnie (z tego co pamiętam, ale mogę się mylić) nauczyciel proponował nam spodnie, które ktoś zostawił/gdzieś znalazł (historia tych spodni nie jest mi chyba znana po dziś dzień), oczywiście uprane. A PONADTO PRAKTYCZNIE ZAWSZE GRAŁ Z NAMI A NIE TYLKO CZUWAŁ NAD PRZEBIEGIEM GRY Z BOKU – NIEWAŻNE CZY TO BYŁO 20 OSÓB, CZY 4. JAK MIAŁ JAKIEŚ WAŻNE SPOTKANIE, TO MIELIŚMY WF ŁĄCZONY Z INNĄ GRUPĄ I/ALBO PANI WOŹNA ROBIŁA NAM ROZGRZEWKĘ A POTEM EWENTUALNIE ON PRZYCHODZIŁ I KONTYNUOWAŁ. W gimnazjum bardzo często niestety to był właśnie WF „na macie” a jak ktoś tak jak ja nie chciał biegać na mrozie w krótkim rękawku (głównie dotyczyło to Panów, Pań nie jestem pewien), to dostawał jedynkę, ale za Chiny Ludowe nie mogę sobie przypomnieć czy mógł ją poprawić – najprawdopodobniej nie. W podstawówce WF był nawet w miarę spoko mimo, że czasem nauczyciele nas doglądali, czasem zaś nie, ale najbardziej bolało mnie to, że koledzy zamykali mnie w szatni (najczęściej cielskami) tak, żebym nie mógł wyjść a jak się spóźniałem na lekcję, to WF-iści obwiniali mnie… Ale parę miłych wspomnień z podstawowej edukacji mam, żeby nie było! Na przykład unihokej na korytarzu <3 Wszystkie one nie zmieniają jednak faktu, że kiedyś było o wiele łatwiej (nawet jak ktoś nie daj Boże trafiał do szpitala a ja niestety miałem tę wątpliwą przyjemność w wieku 8 lat) a dopiero po ukończeniu 18 roku życia zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki, zwłaszcza jeśli chodzi o nerwowe sytuacje. Na pierwszych studiach (SGGW, "ochrona środowiska" na przeczekanie) WF wspominam średnio, bo koledzy najpierw namawiali wszystkich, aby się siatkówka otworzyła a potem narzekali, że ktoś nie umie grać (teksty "naucz się grać" były niestety normą i powodowały bardzo często, że siadałem z podobnymi sobie pod siatką, bo każdy gra inaczej), ale na szczęście tam liczyły się głównie obecności, żeby po prostu odbębnić (ja najchętniej bym wybrał taniec towarzyski, ale coś, nie wiem co, podkusiło mnie na tę nieszczęsną siatkówkę). Na studiach, na których teraz jestem (UKSW, "matematyka") WF niestety był zdalny, więc była aplikacja i trzeba było ją odpalić a potem po prostu zrobić screeny + je zebrać i wysłać. Czasami wychodząc z psem ją odpalałem i chodziłem a np. nagłówek był "Bieganie", ale o wiele częściej ja robiłem swoje rzeczy przy komputerze (bardzo często z innych przedmiotów) a telefon leżał obok i normalnie liczył kilometry, spalone kalorie czy inne parametry (tak, nawet jak siedziałeś/aś w miejscu xD) oraz czas. Takie to było wychowanie fizyczne podczas pandemii… Dobrze, że chociaż chodziłem z mamą na zakupy, do kościoła itd. a w okresie wakacyjnym zwiedzaliśmy zagranicę (głównie Bałkany) i to mimo, że praktycznie do każdej miejscowości trzeba było dojechać autokarem na objazdówkach a po leceniu samolotem czy jechaniu pociągiem czy innym "kołowym" środkiem transportu dojść, bo inaczej bardzo mało miałbym tego ruchu i zdrowie byłoby zapewne w jeszcze gorszym stanie niż jest… Podobnie gdyby mnie rodziny ojca i matki za młodu nie wyciągały z domu na dwór, chociażby żeby pobawić się na placu zabaw czy "w kolory", pozjeżdżać na sankach, porobić zdjęcia, zbierać grzyby w lesie, pójść po rogalika do mojej ulubionej kawy (którą niestety piłem tylko raz u babci na wsi, bo później się mną już nie zajmowała tak często) itp. (w znaczeniu "wiele, wiele innych czynności wymuszających ruch).
Ale żem się rozpisał 😮 😮 😮 No, ale na szczęście to już koniec i mam nadzieję, że moje doświadczenia komuś (a nawet wielu ktosiom) pomogą :p